Kazanie na Boże Ciało
Panie Jezu!
Piszę dzisiaj
do Ciebie ten krótki list… Ale dlaczego teraz i
dlaczego właśnie do Ciebie? Czy nie mam już nic lepszego do roboty? Czy nie mam do kogo pisać? Dlaczego?… Może właśnie
dlatego, że dzisiaj Twoje święto… Że właśnie dzisiaj pokazujesz nam, że
nikt ci nie jest obojętny… i że idziesz tam, gdzie mieszkają, żyją, pracują,
wypoczywają i spędzają swój czas Twoi bracia i siostry.
Ale dlaczego to właśnie Ty idziesz do
nich, a nie oni do Ciebie? Przecież tak wielu Ciebie co
niedziela odwiedza. Tak liczni są również ci, którzy niemal codziennie
wydeptują kroki do kościoła, aby się z Tobą spotykać. Którzy dbają o to, aby
regularnie oczyszczać swoje serce w sakramencie Pokuty, byś mógł do nich
przychodzić i w nich zamieszkiwać. Którzy pamiętają na
Twoje sława zapisane w Księdze Apokalipsy przez św. Jana: „Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto posłyszy
mój głos i drzwi otworzy, przyjdę do niego i będę z nim wieczerzał – a on ze
Mną”. Nie tylko pamiętają, ale na nie radośnie odpowiadają otwierając na
oścież dla Ciebie drzwi do swojego serca. Którzy poza Tobą i bez Ciebie nie
widzą sensu własnego życia.
No tak – zapomniałem… Są także ci „inni”… Jacy „inni”? – Ci, którzy specjalnie z Tobą nie chcą
mieć wiele wspólnego. Którzy sobie tłumaczą, że nie chcą się Tobie naprzykrzać,
bo masz wiele innych ważniejszych spraw na głowie. Którzy
na słowa: „kościół”, „Msza święta”, „spowiedź”, „Eucharystia’, „Przykazania” –
odczuwają dziwną alergię i omijają Ciebie z daleka… Są także ci młodzi,
niestety coraz liczniejsi i coraz młodsi młodzi, którzy biorąc niechlubny
przykład ze starszych (może nawet własnych rodziców) starają się zachowywać
bezpieczny odstęp od kościoła, bo w środku podobno jest im za duszno, za
gorąco, za ciasno, niewygodnie i nigdy nie ma dla nich – jak twierdzą – miejsca. Którzy intensywnie przypatrują się temu, co się
dzieje wokół kościoła, a jednocześnie nie interesują się tym, co Ty dla nas i
dla nich czynisz w kościele na ołtarzu. To dla nich
nieistotne, tym się zbytnio nie interesują, to dla nich nie ma większego sensu.
Za to oczkiem w ich głowie jest sięgnąć po kolejny papieros, wychylić kolejny
kieliszek wódki czy kufel z piwem, zaliczyć kolejną „przygodę” czy przesiedzieć
całą niedzielę przez telewizorem czy komputerem. Często też okłamują rodziców, siebie ale nade wszystko Ciebie, twierdząc że byli ma Mszy
świętej, podczas gdy czas na nią przeznaczony przesiedzieli w sklepie czy z
dala od twojej świątyni… Czy dla nich Msza święta ma jeszcze jakąś wartość? A
Ty? Gdzie jest dla Ciebie miejsce w ich życiu?
To o takich ludziach ze łzami w oczach pisał
kiedyś twój uczeń, św. Paweł w Liście do Filipian: „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam
mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a
chwała – w tym, czego powinni się wstydzić. To ci, których dążenia są
przyziemne.” (Flp 3,19) Św. Paweł pisał o ludziach sobie współczesnych, ale
tymi samymi słowami opisuje wielu ludzi mi współczesnych, do których trudno dotrzeć,
którym trudno przemówić do zdrowego rozsądku, którzy tak zasmakowali
przyjemności tego świata, że o Tobie zapomnieli i z Tobą się nie liczą.
Ale po co ja
Tobie, Jezu, o tym piszę? Przecież Ty to wszystko doskonale widzisz i lepiej
niż ja znasz. Przecież to właśnie Ciebie jedni kochają, a „inni” Tobą pogardzają…
Tak jak dwa tysiące lat temu, tak i dzisiaj jesteś przez wielu uwielbiany,
szanowany i kochany, ale jest i wielu takich, którzy sobie z Ciebie kpią
czyniąc pośmiewisko, którzy na Ciebie plują, którzy Cię biczują…
Dla którzy jesteś „Zerem”. Ale nie dziwię się temu. Przecież sam
powiedziałeś przed Twoim wniebowstąpieniem, że odchodzisz do Ojca, ale
pozostajesz z nami w swoim Kościele – czyli pośród nas
„przez wszystkie dni aż do skończenia
świata”. Zastanawiam się tylko, jak Ty to tak spokojnie znosisz… Przecież
tak wiele cierpisz za nas, także dzisiaj.
Wiem, sam mi o tym powiedziałeś
– bo umiłowałeś nas „do końca”, a Twoja miłość jest niepojęta.
Wychodzisz po raz kolejny do nas, aby tych, co Ciebie kochają, napełnić jeszcze
większą miłością, zaś tych, co Tobą teraz pogardzają, przyciągnąć do siebie,
aby w porę się opamiętali i całkowicie się w grzechach i w piekle nie
zatracili.
Więc – dziękuję Ci, Panie Jezu za tę
naukę. Za to, że trwając przy Tobie – nie pozwalasz mi zwątpić w miłość i sens
tego świata. Że dajesz nadzieję na lepsze jutro…Do zobaczenia! Dobrze, że
jesteś, Jezu.